26 czerwca 2013

Dzień 40 - Spływ kajakowy!

Strach. Oto uczucie towarzyszące mi po każdorazowym jakże genialnym pomyśle pt. "Spływ kajakowy!" Wszyscy entuzjastycznie się cieszą a ja w myślach szukam kogoś, kto mógłby zastąpić mnie w wiosłowaniu. Idealnie byłoby gdybym mogła zostać werbalnym sternikiem. Moja praca polegałaby na wydawaniu komend typu: w prawo, w lewo, szybciej, wolniej oraz na opalaniu się. Jakże absorbujące zajęcie, wiem. Posiadam wszelkie niezbędne predyspozycje na to stanowisko ale zupełnie nie wiem dlaczego kajak nie przewiduje miejsca dla owego sternika. Gdyby było inaczej miałabym szansę na polubienie tego sportu. Przyroda, rzeka, las, słońce, latający i pływający przyjaciele. Brzmi sympatycznie. Jednak zanim ktoś, po przeczytaniu tego posta, stworzy taki kajak, ja postanowiłam spróbować spływu kajakiem klasycznym. Jako wioślarz. Tak, wiem, zbyt długie przebywanie na słońcu sprawiło, że zupełnie nie wiedziałam, na co się porywam. Żarty odłóżmy na bok, teraz będzie tylko poważnie. Wiosło miałam ładne, czerwono-czarne. Zawsze lubiłam takie kolory. Kajak też niczego sobie, niebieski, pasuje mi do oczu. Szczerze mówiąc trudno trasę 7 km nazwać jakimś wielkim spływem kajakowym. Szczególnie, że rzeka w wielu miejscach sięgała zaledwie do kolan. Kapok okazał się wręcz niezbędny. Ale żeby nie było, że wszystko takie proste, że aż śmieszne, spływ kończył się w morzu! Jak to mówią pierwsze koty za płoty a później to już będzie tylko łatwiej i może następnym razem, uda mi się nie lądować regularnie w krzakach, raz u lewego brzegu rzeki, raz u prawego. Bardzo bym sobie tego życzyła, gdyż wypłynięcie z nich wymaga spożytkowania mnóstwa energii, a mięśnie moich rąk nie są nazbyt rozwinięte. Poza tym, to żadna przyjemność penetrować rośliny w przybliżeniu niemal mikroskopijnym. Prawda jest taka, że na spokojnej rzece wystarczy, że jedna osoba na dwuosobowy kajak ma trochę więcej więcej siły i lepszą kondycję. Spokojnie jesteśmy w stanie płynąć wiosłując naprzemiennie. Nie mogę narzekać, że zmęczyłam się jakoś wybitnie ale mimo wszystko przypomniałam sobie, czym są zakwasy. Kiedyś spróbuję raz jeszcze, bo po opanowaniu techniki wiosłowania następnym razem powinno być już znacznie przyjemniej.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz