22 czerwca 2013

Dzień 36 - Planuj!

Wiecie, bo czasem nawet chciałabym być taka zorganizowana. I nie chodzi mi tu zupełnie o planowanie całego życia i dalekiej przyszłości. Póki co, wystarczyłoby mi skrupulatne zaplanowanie godziny pobudki dnia następnego, by nie musieć rano decydować czy z domu wyjdę głodna czy może jednak bez makijażu?Chciałabym jedynie planować wszystko z odpowiednim wyprzedzeniem i organizować sobie czas. Bo w moim mniemaniu organizowanie czasu powoduje, iż mniej go tracimy na nicnierobienie. Ale skąd mogę to wiedzieć? Przecież sztuka planowania jest mi zupełnie obca a kalendarz, owszem, posiadam ale tylko po to, by zapisywać w nim grafik pracy, aby przypadkiem nie zapomnieć, kiedy zobowiązana jestem się tam pojawić. Wracając jednak do nicnierobienia, uważam, że owa czynność potrafi być bardzo konstruktywna i niekiedy wręcz niezbędna. A już na pewno dla mnie. Od dziś jednak nicnierobienie także zaplanuję. Trochę łudzę się, że takie planowanie pozwoli odnaleźć zgubioną już dawno temu połowę doby, pozwoli oczyścić umysł i przywoła poczucie kontroli. Zapisywanie wszelkich pomysłów, rzeczy do zrobienia, poleconych filmów i książek w kalendarzu a nie na skrawkach papieru, które ZAWSZE giną w niewyjaśnionych okolicznościach, pozwoli mi do nich wrócić i wcielić je w życie. Może dzięki temu pomysły te nie ulecą z mojej głowy razem ze zgubionymi kartkami, a ja kolejny raz nie zasiądę na kanapie, bo przecież mam tyle wolnego czasu więc mogę go marnotrawić bez wyrzutów sumienia. I może dzięki temu dnia następnego nie zginę pod naporem rzeczy do zrobienia na trzy dni temu o których nagle sobie przypomniałam. Tak sobie myślę, że naukę też mogłabym planować z odpowiednim wyprzedzeniem zamiast beztrosko siedzieć, machać nogą i oglądać seriale, bo przecież zostało jeszcze tyle czasu! Zatem dziś zaplanowałam sobie kolejny miesiąc więc jeśli macie dla mnie jakąś propozycję nie do odrzucenia możecie zapisywać się na sierpień, bo lipiec został już oficjalne zamknięty! Zaplanowałam sobie na przykład, że w końcu zapłacę zaległy rachunek oraz że kupię słomkowy kapelusz, bo przecież jadę na wakacje, to jak tak, bez kapelusza? No i wakacje sobie zaplanowałam. Nad morzem. I zaplanowałam też nicnierobienie na tych wakacjach. I że od 10 - 16 każdego dnia w ramach tego nicnierobienia będę leżała plackiem na plaży zmieniając jedynie pozycje. Nie, jeszcze nie zaplanowałam co ile minut. Znacie może jakąś dobrą, sprawdzoną książkę z cyklu "Skuteczne planowanie"? Bo prawda jest taka, że średnia jestem w te klocki i mogłabym się trochę podszkolić. Przywracając powagę sytuacji stwierdzam, że planowanie takie pozwoli wyzbyć się niekomfortowego uczucia, które towarzyszy mi do dłuższego czasu, mianowicie, że na pewno o czymś zapomniałam. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz