Żyrafy wchodzą do szafy!
Pomysł 366 rzeczy w 365 dni, czyli zerwanie z rutyną i doświadczanie nowych rzeczy przez najbliższy rok. Podjęłam wyzwanie, każdego dnia zrobię co najmniej jedną nową rzecz, pójdę w miejsce w którym nigdy nie byłam, zjem coś, czego nigdy nie jadłam, obejrzę film, którym zwyczajnie bym się nie zainteresowała i za 365 dni będę bogatsza o co najmniej 365 nowych doświadczeń!
14 czerwca 2013
Dzień 28 - Piwo o smaku coli!
Jakiś czas temu podekscytowana zawędrowałam do baru by napić się niezwykłego piwa. Wszyscy wiemy jak zakończyła się owa niezwykła wędrówka a jeśli nie wiemy to możemy o tym przeczytać kilka postów wcześniej. Czasem zdarza mi się uprzeć na coś nieprzeciętnie. Właśnie tak było tym razem, w końcu udało mi się znaleźć lokal posiadający w swym asortymencie dokładnie to czego poszukiwałam a nawet dużo więcej. Nie sądziłem, ze możliwe jest stworzenie piw o tak wielu smakach. Muszę przyznać,ze dokonanie wyboru w przyzwoitym czasie, to znaczy przed zamknięciem lokalu, w moim przypadku graniczyło z cudem. I wcale nie chcę czepiać się szczegółów, bo to przecież zupełnie nie w moim stylu ale czy to istotne, że lokal ten mieści się 200 km od mego mieszkania? Może to nawet lepiej? Jako, że uważam, iż w każdej sytuacji należy doszukiwać się pozytywów stwierdzam, że to całe szczęście,ze dzieli nas tak duża odległość. W innym wypadku moje finanse oraz zdrowie narażone zostałyby na szwank. Póki co jesteśmy bezpieczni. Ale gdyby ktoś z Was nagle odkrył gdzie w Białymstoku kupić można ciemne piwo karmelowe pt. Czarny kot lub piwo o smaku coli dajcie znać, ostatecznie rozważę stan swego portfela. Piwo o smaku coli faktycznie smakuje jak cola a na butelce ma misia koalę. Po głębszym zastanowieniu nie widzę ścisłego związku misia z colą. Że niby taka gra słowna? Skojarzenie coli i koali, interesujące. Lokal w którym udało mi się nabyć owe trunki nosi nazwę Spiskowcy rozkoszy i mieści się w Warszawie. Miejsce niewielkie ale całkiem sympatyczne oferujące około 50 rodzajów piw do wyboru. Najsmutniejszy jest fakt,że miejsca takie znaleźć można dopiero w stolicy. Chyba, że to ja jestem niedoinformowana i nie znam swego miasta, co w tym przypadku wprawiłoby mnie w stan radosny. Jak widać czasem upór popłaca.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Hm, śledzę Twojego bloga od początku, bo pomysł wydał mi się bardzo genialny. Ale gdy przeglądam wpisy, to albo piszesz o nowej potrawie, albo o nowym smaku piwa, albo o nowej odwiedzonej restauracji. Fajne, bo i rodzaje tych rzeczy fajne, ale trochę słabo z fantazją, którą miałam nadzieję śledzić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i będę czytać dalej. Fajny masz sposób pisania, taki lekki... Odpowiada mi. Pozdrawiam :)